W związku z członkostwem Polski we Wspólnocie, możliwe jest transferowanie niektórych świadczeń społecznych uzyskanych w jednym kraju do drugiego. Przepisy o wspólnotowej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego powstały, by osoby podejmujące pracę równocześnie lub kolejno w kilku państwach członkowskich unikały
Aby uzyskać prawo do zasiłku chorobowego w Norwegii ubezpieczony przebywający na zwolnieniu chorobowym powinien jak najszybciej, a najpóźniej po upływie 8 tygodni trwania zwolnienia, licząc od pierwszego dnia nieobecności, spróbować powrócić do obowiązkow zawodowych u swojego pracodawcy, chyba że z przyczyn medycznych jest to niemożliwe (art. 8-4 Norweskiej Ustawy o
Moderator. Posty: 2.623. RE: Długi w Anglii, powrót do Polski. -Zapewne maja Twoj polski adres - to wszystko zalezy od wysokosci zadluzenia. - Nie, nie moga, - Zeby oglosic sie bankrutem musisz byc tu na miejscu i po ogloszeniu tez przez jakis czas nie mozesz oposcic uk, 15-03-2010, 19:38. Adelide.
Zasiłek chorobowy (sykepenger) Zasiłek chorobowy ma na celu rekompensatę utraty dochodu w Norwegii spowodowaną chorobą lub urazem. Do pobierania świadczenia masz prawo niezależnie od tego czy aktualnie przebywasz w Norwegii czy w Polsce. Musisz natomiast spełnić określone warunki. pracować minimum 4 tygodnie u danego pracodawcy.
Jeżeli chcemy, aby nasze świadczenia emerytalne lub rentowe, do których jesteśmy uprawnieni w innym państwie członkowskim UE, państwie EOG, w Szwajcarii lub państwie umownym były transferowane do Polski, powinniśmy złożyć wniosek o transfer we właściwej instytucji zagranicznej lub w ZUS, który przekaże nasz wniosek o transfer do właściwej instytucji zagranicznej.
Grupa powstała dla wszystkich Polaków mieszkających za granicą, którzy rozważają powrót do Polski oraz dla tych, którzy wrócili i chcą podzielić swoimi spostrzeżeniami. Grupa ma na celu wzajemne
4nFtbh2. Prawdopodobieństwo, że znalazłabym się we Flåm w Norwegii, małej mieścinie na wewnętrznym krańcu Aurlandsfjorden – gałęzi Sognefjorden, gdyby nie pracowała tu moja przyjaciółka Ewa z Daleko niedaleko, było raczej niewielkie. A jednak nie bez powodu Flåm widnieje na trasie turystycznych szlaków norweskich i międzynarodowych promów wycieczkowych. Niezaprzeczalne walory przyrodnicze bliższych i dalszych okolic przyciągają tu poszukiwaczy piękna natury. Zdecydowanie warto się tu wybrać, szczególnie latem albo wczesną jesienią, kiedy podziwiać można imponujące kolory tutejszej przyrody. Flåm według norweskiego leksykonu oznacza nizina pomiędzy stromymi górami, lepiej bym tego nie ujęła! Spis treści1 Gdzie leży Flåm?2 Jak dotrzeć do Flåm?3 Gdzie się zatrzymać we Flåm?4 Atrakcje Rejs po Nærøyfjord5 Atrakcje w okolicy Punk widokowy Punkt widokowy Kościół słupowy Borgund i Fjærland i lodowiec Wodospad Punkt widokowy Utsikten w Hotel Stalheim i kręta Undredal6 Jednym zdaniem:7 Mapa Flåm i okolic Gdzie leży Flåm? Flåm położone jest 350 km od Oslo i 165 km od Bergen, na wewnętrznym krańcu Aurlandsfjorden – gałęzi Sognefjorden. To maleńka mieścina w gminie Aurland, w regionie Sogn og Fjordane, zamieszkiwana w zależności od sezonu przez 450-500 osób. Położenie Flam w Norwegii Jak dotrzeć do Flåm? Najłatwiej dostać się do Norwegii – Oslo lub Bergen – samolotem z Polski, a następnie korzystając z norweskich kolei – pociągami do Myrdal a następnie Flåmsbaną do Flåm. W moim wypadku, również z uwagi na bardzo konkretny termin mojej wycieczki, zdecydowałam się na lot LOTem z Warszawy do Oslo (główne lotnisko OSL, 20 min jazdy pociągiem podmiejskim od centrum stolicy), a następnie pociągiem do Myrdal i Flåmsbaną do Flåm. Nie powiem, przetransportowanie się do Flåm zajęło mi właściwie cały dzień, ale było tego warte! Bilety na pociąg kupiłam z ok. dwumiesięcznym wyprzedzeniem na stronie przewoźnika VY, nie były tanie (jak wszystko w Norwegii), w jedną stronę bilet z dwoma przesiadkami na trasie lotnisko Gardermoen – Oslo – Myrdal – Flåm zapłaciłam ok. 480 zł. Bilet w Locie można upolować już za 400 zł z dużym bagażem rejestrowanym, jednak przy rezerwacji z ok. 2-3-miesięcznym wyprzedzeniem, ja niestety niepotrzebnie zwlekałam i zapłaciłam ostatecznie prawie dwa razy tyle. Gdzie się zatrzymać we Flåm? Baza noclegowa we Flåm podobnie jak i całe miasteczko nie jest zbyt duża. Poprzez znajdziecie kilkanaście obiektów, w sąsiednim Aurland podobnie. Na Airbnb w obu miasteczkach znajdziecie ponad 30 ofert, a jeśli założycie na Airbnb konto z tego linku, otrzymacie zniżkę na pierwszy wyjazd! Na szczęście dla mnie odwiedzając przyjaciółkę mogłam liczyć na darmowy nocleg we Flåm, 10 minut spacerem od centrum. Uroki FlåmUroki FlåmUroki FlåmUroki Flåm Atrakcje Flåm Flåmsbana Największą atrakcją Flåm jest wspomniana już wcześniej sama Flåmsbana, która startując z Myrdal, tutaj właśnie kończy swój bieg. Przy stacji znajduje się małe muzeum, które powinno oczarować fanów kolei. Przejazd malowniczą trasą zaczyna się w położonym ponad 800 m. Myrdal a kończy w położonym 2 m. Flåm, i stanowi jedną z najbardziej stromych tras kolejowych na świecie. Przejazd w jedną stronę zajmuje ok. jednej godziny z postojem przy wodospadach, między tunelami, a jest ich na całej trasie aż 20. Najbardziej imponującym tunelem jest Vatnahalsen, którym kolejka pokonuje zwrot o 180 stopni. Wagoniki kolejki są zachowane w starym stylu, wnętrza wyłożone są drewnem, a siedzenia przypominają te z dawnych teatrów. Zimą kolejka wykonuje 5 kursów dziennie, latem jest ich dwukrotnie więcej. Bilet w jedną stronę kosztuje od 490 NOK, możecie go kupić przez stronę Visit Flåm lub na stronie przewoźnika VY, gdzie kupicie razem bilet z Oslo czy Bergen. Jeśli chcecie poczuć tę przejażdżkę, zapraszam na krótki film: Rejs po Nærøyfjord Z Flåm można również wybrać się w rejs po Nærøyfjord nowoczesną łodzią Future of the Fjords lub Vision of the Fjords, pierwsza jest całkowicie elektryczna, druga hybrydowa. To odpowiedź Norwegów na kwestie nie tylko ochrony środowiska przez zmniejszenie emisji szkodliwych substancji do wody czy powietrza, ale również ochrony krajobrazu, bowiem łódź stara się nie rzucać w oczy. Rejs do wioski Wikingów Gudvangen, która robi za, nazwijmy to skansen, turystyczną atrakcję, trwa około 2 godziny w jedną stronę. Najpopularniejszym scenariuszem jest rejs do Gudvangen i powrót do Flåm autobusem. Na łodzi jest bardzo dużo miejsca do siedzenia w środku, kawiarenka oraz oczywiście toalety. Rejs w jedną stronę kosztuje od 405 NOK w jedną stronę, ok. 700 NOK w obie strony, autobus 65 NOK w jedną stronę, a wizyta w wiosce wikingów od 200 NOK. Wszystkie ceny podałam za osoby dorosłe, konkrety możecie sprawdzić i zarezerwować przez stronę Visit Flåm. Widoki z rejsu Vision of the FjordWidoki z rejsu Vision of the FjordVision of the Fjords, zdjęcie pochodzi ze strony Flåm to też przede wszystkim baza wypadowa, dla cumujących tu wycieczkowców, (z których niektóre transportują nawet 4 tysiące gości i moim zdaniem powinny być w tak małych miasteczkach zakazane), a raczej ich pasażerów przygotowano świetną infrastrukturę, punkt informacji turystycznej i zakupu wycieczek po najbliższej okolicy. Potwór we Flam Atrakcje w okolicy Flåm Punk widokowy Stegastein Nowoczesny i imponujący punkt widokowy pozwala na podziwianie panoramy Aurlandsfjord ponad 650 m. Punkt widokowy Stegastein jest częścią Norweskiego Szlaku Krajobrazowego, który prowadzi z Aurland do Lærdal, popularnie zwanego „śnieżną drogą”. Punkt zaprojektowali Todd Saunders i Tommie Wilhelmsen a ukończony został w 2006 roku. Oczywiście by podziwiać panoramę trzeba mieć nieco szczęścia, nawet latem mgła może skutecznie utrudnić tę wydawałoby się prostą czynność. Miłą niespodzianką jest to, że jest to darmowa atrakcja, a przynajmniej dopóki macie swoje auto. Jeśli jednak nie, to od 335 NOK można kupić transfer w obie strony, przejazd w jedną stronę zajmuje ok. 30 minut z Flåm, z tym, że na miejscu macie tylko pół godziny. A jeśli przyjdą duże chmury, to możecie się na swoje okienko nie doczekać. Transfer można zarezerwować na stronie Visit Flåm. Punkt widokowy StegasteinPunkt widokowy StegasteinPunkt widokowy Stegastein Punkt widokowy Ås Ten punkt jest zdecydowanie mniej imponujący jeśli chodzi o konstrukcję, jest to zdaje się zwykła, stara zatoczka autobusowa kilkanaście metrów poniżej Stegastein. Jednak w sytuacji zamglenia na górze, idealnie się sprawdzi, jeśli chcemy podziwiać Aurlandsfjord i … pogadać z baranami. Stado tuż przy drodze jest bardzo rozmowne i chętnie odpowiada na pytania. Ten punkt jest jednak dostępny wyłącznie, jeśli macie swoje auto. Punkt widokowy Aurlandsvangen Hornsvatnet Hornsvatnet to kamienne pustkowie, obszar, kiedy zaraz za Stegastein kończą się drzewa i zaczynają się niekończące połacie kamieni, urozmaicone jeziorami czy wodospadami. Po drodze widzi się masę kamiennych stożków, które nieodpowiedzialni turyści ustawiają bóg raczy wiedzieć po co. Nie dość, że przeczą one podstawowej zasadzie zwiedzania – nie pozostawiaj po sobie śladu, to jeszcze negatywnie wpływają na erozję i dezorientują ptaki. HornsvatnetHornsvatnet Kościół słupowy Borgund i Hopperstad Kościoły słupowe, zwane również klepkowymi, to bardzo charakterystyczny dla Norwegii typ zabudowy sakralnej, należący do najstarszych w Europie. Budowane w czasach, kiedy chrześcijaństwo mieszało się z pogańskimi wierzeniami w bogów wikińskich, odzwierciedlały też ówczesną kulturę i styl. Obecnie w Norwegii jest ich 28, poza Norwegią właściwie nie występują. Wyjątkiem jest kościół Wang w Karpaczu w Karkonoszach, przeniesiony w XIX wieku z miejscowości Vang w Norwegii właśnie. Jak do tego doszło? Zbudowany na przełomie XII i XII wieku kościół w Vang, w 1840 roku stał się już za mały dla lokalnej społeczności a na budowę nowego brakowało pieniędzy. Okazało się jednak, że kościół, choć mocno zniszczony, nadawał się na sprzedaż i udało się skłonić do zakupu pruskiego króla do wystawienia w berlińskim muzeum. Tak oto w 1841 roku rozebrany kościół trafił do Szczecina a potem do Berlina, jednak jego droga skończyła się dopiero na Śląsku, kiedy okazało się, że w gminie, gdzie leżał Karpacz, nie było w ogóle kościołu. Zastanawiacie się, jak się przewozi kościół? Niestety, tak naprawdę z oryginalnego budynku do Karpacza trafiła może 1/15, braki były dorabiane już na miejscu na postawie rysunków, ale też urozmaicane np. krużgankami, których oryginalnie w kościołach słupowych nie było. Co by nie mówić, kościoły słupowe w Norwegii pasują do krajobrazu jak mało jaki budynek. Zwykle położone z dala od innych większych zabudowań, pomalowane na czarno lub ciemnobrązowo, wyglądają groźnie, trochę straszą. Podczas naszego roadtripu odwiedziłyśmy dwa kościoły słupowe: pierwszy Borgund w Laerdal, który położony jest nieco bardziej w obrębach cywilizacji, z centrum informacji turystycznej włącznie i drugi Hopperstad w Vik, położony na pagórkowatym terenie, straszący nieco okolicę. Wstępy do obu kościołów były płatne (Borgund 100 NOK, Hopperstad 80 NOK), choć oczywiście z zewnątrz można je podziwiać nieodpłatnie. Gdybyście byli ciekawi, gdzie leżą pozostałe kościoły słupowe w Norwegii oraz jak i kiedy je zwiedzić, zajrzyjcie na tę stronę. Fjærland i lodowiec Bøyabreen We Fjærland teoretycznie nie ma nic szczególnego, ale ja mogłabym opisać to miejsce trzema słowami: książki, widoki i gofry. Zaczynamy od tych ostatnich w miejscowej cukierence, która bardziej przypomina kuchnię mojej babci na wsi. Gofry z dżemem w kształcie serca szybko znikają, a my mamy siłę na dalsze zwiedzanie. W Fjærland co krok natknięcie się na książki do kupienia lub wypożyczenia, w samym porcie jest ich najwięcej, ale trafią się i na przystanku autobusowym przy drodze. Jednak najpiękniejsze we Fjærland to widoki na fiordy i lodowce oraz drewniane, stare budynki jak np. hotel Mundal, zdaje się niestety zamknięty. Tuż za miastem znajduje się całkiem imponujący lodowiec Bøyabreen. Nie ma biletów wstępu a parkowanie jest bezpłatne. Fjærland Fjærland Fjærland Lodowiec Bøyabreen Wodospad Likholefossen Nazwa pochodzi z dawnych czasów, kiedy niektóre gospodarstwa na końcu doliny nie mogły w ciągu jednego dnia przewieźć swoich zmarłych do kościoła, i składowały trumnę pod płytami chodnikowymi w wodospadzie. Lekko przerażające, prawda? Obszar, na którym mieści się wodospad, jest dość płaski i malowniczy, jest on również obszarem chronionym. Podczas gdy stan wody jest wysoki, rzeka Galii, nad którą przerzucono stalowy most i która tworzy wodospad, może być naprawdę potężna. Wstęp i parking są bezpłatne. Wodospad LikholefossenWodospad LikholefossenWodospad Likholefossen Punkt widokowy Utsikten w Gaularfjellet Zarówno sam punkt, jak i widok z niego są obłędne! Gdyby jeszcze pogoda tego dnia była dla nas łaskawsza, pewnie wrażenie robiłby jeszcze większe. Futurystyczna, betonowa konstrukcja o dziwo nie burzy otaczającego krajobrazu, a podziwiać z niego można imponujące serpentyny, dokładnie 9 zakrętów o prawie 180 stopni, prowadzące w dół do doliny. Poniżej również zdjęcie w idealnych warunkach pogodowych. Punkt widokowy Utsikten Punkt widokowy Utsikten Foto by Jiri Havran ze strony Hotel Stalheim i kręta Stalheimskleiva Od początku wyjazdu miałam ogromną ochotę na zupę rybną, bo gdzie jak nie w Norwegii cieszyć się jej najlepszym smakiem. Aby wpisała nam się w trasę, postanowiłyśmy wybrać się na obiad do Hotelu Stalheim, położonego malowniczo, nad doliną Nærøydalen (można przejść przez lobby na taras by podziwiać piękną panoramę), który przy okazji z zupy rybnej słynie i nie zawodzi! Po obfitej porcji zupy rybnej ruszamy dalej, kolejnymi obłędnymi 14 serpentynami drogi Stalheimskleiva, gdzie klevia oznacza nic innego jak stromo. Oj nie chciałabym pokonywać tej trasy w przeciwnym kierunku (od kilku lat już i tak można jechać tylko w dół, wjazd pod górę jest niemożliwy)! A i w dół jest to wyzwanie, bo grawitacja robi swoje (nachylenie sięga 20%!). Trasa ta jest ponoć najbardziej stromym podjazdem w Europie północnej, a pochodzi już z XV wieku, kiedy jeszcze była duktem pocztowym. Emocje gwarantowane! Zupa rybna w Hotelu StalheimStalheimskleivapo zjechaniu z Stalheimskleiva Undredal Na koniec perełka, którą pierwszy raz mogłam podziwiać ze statku podczas rejsu po Nærøyfjord. Urocza, maleńka (100 mieszkańców i 500 kóz) osada absolutnie skradła moje serce. Teoretycznie nie ma tu nic szczególnego, w praktyce malownicze położenie robi całą robotę, szczególnie, jeśli na pierwszym planie znajduje się najmniejszy kościół słupowy w północnej Europie. Dodatkowo są tu wyrabiane tradycyjną metodą brązowe kozie sery. Co ciekawe, aż do 1988 roku można było się tu dostać jedynie od strony wody. Koniecznie zajrzyjcie. Jednym zdaniem: w Norwegii działa EKUZ, niemniej jak zwykle gorąco namawiam do wykupienia dodatkowego ubezpieczenia, szczególnie jeśli uprawiacie jakieś mniej lub bardziej ekstremalne sporty (a za takie mogą zostać uznane górskie wędrówki; internet w roaming działa bez problemów; na trasie naszego road tripu dwukrotnie przeprawiałyśmy się promem (Mannheller – Fodnes i Hella – Dragsvik – Vangsnes), żeby zaoszczędzić czas, bilety kupuje się czekając w kolejce u miłego pana z obsługi, można płacić kartą; podczas wypadu nocowałyśmy w obłędnym Tufting (Tufte) Garden 4H w Viksdalen. Przepiękna agroturystyka, genialne śniadanie, obsługa i standard, polecam serdecznie; auto na nasz road trip wynajęłyśmy od Gudvangen Car Rental za 600 NOk za dzień, a paliwo kosztowało nas też ok 600 NOK. Mapa Flåm i okolic I jak Ci się podoba Flåm i okolice? Zaciekawiły Cię nietypowe atrakcje pośród norweskich fiordów? Ten rejon trafi na Twoją listę miejsc do odwiedzenia lub masz pytania? Daj znać w komentarzu! A jeśli spodobał Ci się ten wpis i uznasz go za wartościowy, będzie mi miło, jeżeli podzielisz się nim z innymi korzystając z kolorowych przycisków poniżej. Dziękuję! Zapraszam Cię również na mój fan page na Facebooku Kto podróżuje ten żyje dwa razy, skąd dowiesz się gdzie aktualnie jestem i dokąd się wybieram. Do zobaczenia!
Wielu Polaków decyduje się na powrót do ojczyzny. Fot. fotolia - royalty free Jedni wracają na skutek nieoczekiwanych wydarzeń: utraty pracy czy nieznośnej tęsknoty. Inni nigdy nie planowali zostać na stałe. Polacy, którzy chcą wyjechać z Norwegii, zawsze jednak stają przed trudnym zadaniem. Muszą sporządzić rachunek zysków i strat. By żyło się lżej Paweł w norweskim Bergen spędził 3 lata. W tym czasie robił wiele rzeczy: sprzątał kabiny na statkach wycieczkowych, pracował jako pomocnik dekarza, transportował sprzęt AGD, aż w końcu prowadził ciężarówki. – Mimo, że wożenie sprzętu było chyba najcięższym zajęciem i nakląłem się na klientów jak nigdy, to wspominam je najlepiej – opowiada Paweł. – Wszystkie te prace łączyło jedno: pozwalały bez problemu wynająć mieszkanie, ubrać się i jeszcze zostawało na przyjemności. Jak chciałem coś kupić, to kupowałem i nie martwiłem się, że zabraknie na rachunki. Zupełnie inaczej niż w Polsce. Do kraju wrócił, bo dostał propozycję pracy w wymarzonym sektorze IT. W Norwegii to nie było możliwe, bo nie miał odpowiednich papierów. – Jestem samoukiem, nie mam studiów, a tam są wymagane, by wykonywać zawód. Niestety po powrocie okazało się, że z oferowanej pracy nic nie wyszło. Musiałem szukać czegoś innego. Znalazł. Niestety praca u jednego z operatorów komórkowych okazała się twardym lądowaniem w polskiej rzeczywistości. – Nudne, nisko płatne i bez perspektyw na przyszłość – kwituje krótko Paweł. – Ciągle szukam, ale niedługo moja cierpliwość się wyczerpie. Ciągle myśli o powtórnym wyjeździe do Norwegii. Gdyby nie kiełkujący projekt firmy, którą chcą założyć wraz z przyjaciółmi, nie zastanawiałby się wcale. Dzięki wyjazdowi miałby szanse zarobić na odpowiednie kursy z dziedziny IT. – W wakacje będzie mnóstwo sezonowej pracy, więc zostawiam sobie furtkę – dodaje Paweł. – W Norwegii człowiek przynajmniej nie żyje od wypłaty do wypłaty, ludzie są uśmiechnięci i ogólnie jest lżej. Jedyne wady to brak bliskich znajomych oraz bariera językowa, ale to da się przecież zmienić. Jest jeszcze jedna rzecz, dla której powrót do kraju fiordów wydaje mu się wyjątkowo atrakcyjny: góry. – Mieszkając w Norwegii miałem z okna widok na całe pasma gór i zatokę. Polska też ma swoje uroki, ale to właśnie skandynawski krajobraz jest moim wymarzonym. Nawet kiedy Norwegowie zwracali się bezpośrednio do naszych rodaków robili to, mówiąc na przykład „Polakken”, „Pool”, a nawet ,,der Polakken”. Pojechać, zarobić, wrócić Dariusz także był jedną z tych osób, które po kilku latach w Norwegii zdecydowały się wrócić do kraju. Pracował za granicą przez dziewięć lat. – Mój plan był prosty: zarobić, kupić mieszkanie, samochody dla siebie oraz żony, odłożyć trochę i wrócić – wylicza. Wrócił z pieniędzmi na „czarną godzinę”, ale wciąż obawiał się o standard życia w Polsce. – Baliśmy się z żoną, czy podołamy finansowo – mówi Dariusz. – Uzgodniłem więc z nowym szefem, że po dwóch pierwszych miesiącach podejmę decyzję: zostaję w kraju, czy wracam na obczyznę. Wykazał się dużym zrozumieniem i niebywałą determinacją, by mnie zatrzymać. Dodatkowo, w końcu robię to, co lubię. Podjąłem więc decyzję, że zostaję. Norweski szef nie był zachwycony. Jako powód opuszczenia Skandynawii Dariusz podaje także zniewagi, jakich doznał ze strony Norwegów. – Uważam się za stuprocentowego Polaka, a tam byłem znieważany ze względu na narodowość. Nawet kiedy Norwegowie zwracali się bezpośrednio do naszych rodaków robili to, mówiąc na przykład „Polakken”, „Pool”, a nawet ,,der Polakken” – opowiada. Mężczyzna przekonuje też, że Polacy są... o wiele mądrzejsi niż mieszkańcy kraju fiordów. – Norwegia zawsze będzie w mojej opinii państwem ludzi mało inteligentnych, zarządzanym przez garstkę mających „łeb na karku”. Może to kontrowersyjna opinia, ale mój 9-letni pobyt tam uprawnia mnie do jej posiadania. Nasza rodzina musiała wykonać jakiś ruch. Wybraliśmy Polskę. Wróciłam, ale brakuje mi Norwegii Gosia przyznaje, że współpraca z Norwegami układała jej się różnie, jednak niezmiennie była pod wrażeniem ich spokoju. – Niesamowite jak oni wszystko rozwiązują bez pośpiechu, przy kawie! Tego brakuje w krajach równie wysoko rozwiniętych – mówi. Decyzję o powrocie do Polski musiała podjąć, gdy jedna z córek miała iść do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Trzeba było zdecydować, czy posłać ją do placówki polskiej czy norweskiej. – To był gorący okres, nasza rodzina musiała wykonać jakiś ruch. Wybraliśmy Polskę – opowiada. Wraz z dziećmi wróciła do ojczyzny. Wciąż jeszcze czeka na męża, który nadal pracuje za granicą. – Zawsze chcieliśmy powrotu, jednak ja i dziewczynki już tęsknimy za życiem w Norwegii. Brakuje nam uśmiechu ludzi, bezstresowej pracy, świetnych zajęć w przedszkolu. Ale oczywiście Polsce też nie brakuje zalet: tutaj są dziadkowie i wujkowie, gołębie na krakowskim rynku, no i piękny Kazimierz, w pobliżu którego mieszkamy. Cieszę się, że daliśmy dzieciom duże możliwości na starcie. Jednak zawsze podkreślam, że niezależnie od miejsca zamieszkania, jesteśmy Polakami. Zostać pomimo wszystko Są jednak tacy, którzy mimo przeciwności losu są zdeterminowani, by z Norwegii nie wyjeżdżać. Tak jest przypadku Renaty, która mieszka w Skandynawii od ponad ośmiu lat. W tym czasie intensywnie udzielała się społecznie: charytatywnie prowadziła administrację polskiej sobotniej szkoły, organizowała akcje dobroczynne, a z zeszłym roku nawet kandydowała do rady zarządu gminy z ramienia partii chrześcijańskiej KrF. Trójka jej dzieci także szybko zaaklimatyzowała się na obczyźnie. Nauczyły się zarówno norweskiego, jak i angielskiego. – Cieszę się, że daliśmy dzieciom duże możliwości na starcie. Jednak zawsze podkreślam, że niezależnie od miejsca zamieszkania, jesteśmy Polakami – mówi stanowczo. Wypowiedzenie z pracy najpierw dostał jej mąż, elektryk w dużej firmie. Niedługo później ona, magister zarządzania przedsiębiorstwem. Nie chcą jednak wyjeżdżać z Norwegii, głównie ze względu na zaciągnięty kredyt i dzieci. – One mają tu przyjaciół, szkołę. Są szczęśliwe – mówi Renata. – To duże życiowe wyzwanie, ale staramy się znaleźć nowe prace. Mam świadomość, że nasze CV z polskim nazwiskiem często nie jest w ogóle brane pod uwagę, ale mam nadzieję, że pracodawca w końcu doceni inne aspekty. Jeśli się nie uda, Renata planuje założyć firmę. – Dużo rodaków wciąż potrzebuje pomocy w wypełnianiu dokumentów oraz rozliczeń finansowych. Widzę tutaj zarówno wielkie możliwości, jak i wielkie ryzyko. To może Cię zainteresować
Część z Was decyduje się na wyjazd do pracy za granicę z myślą o rychłym powrocie. Gdy osiągnąłeś już swój cel na emigracji, nadchodzi czas na powrót do ojczyzny. Przeprowadzka z Norwegii do Polski może okazać się bardziej problematyczna, niż pierwszy wyjazd do pracy. Po pierwsze -zazwyczaj podejmujesz decyzję o samodzielnym wyjeździe i dopiero z czasem ściągasz do siebie rodzinę, a po drugie – z zasady po kilku latach emigracji wracasz ze znacznie pokaźniejszym dorobkiem. Przeprowadzka z Norwegii do Polski – dokumenty Warto wiedzieć, że wyprowadzając się z Norwegii istnieje katalog spraw urzędowo-formalnych, które musimy załatwić. Przede wszystkim – zadbaj o zmianę adresu korespondecyjnego. To kluczowe, ponieważ wszystkie norweskie urzędy wysyłają pisma oraz dokumenty w miejsce wskazane w Folkeregister. Aktualizacji danych można dokonać w norweskim Urzędzie Skarbowym. Zgłoszenie 14 dni przed wyjazdem Kolejnym formalnym obowiązkiem jest zgłoszenie wyjazdu do Urzędu Skarbowego. Należy tego dokonać najwcześniej 14 dni przed datą powrotu do Polski. W czasie rozpatrywania złożonego zawiadomienia, Skatteetaten wysyła list do Twojego nowego miejsca pobytu. Co ciekawe – jeżeli ten adres zamieszkania ulegnie zmianie, masz obowiązek poinformowania o tym fakcie Urząd w celu zaktualizowania Twoich danych. Gdy pobierasz zasiłki Będąc Beneficjentem NAV warto skontaktować się również i z tym urzędem w celu uzyskania informacji o każdym pobieranym zasiłku. Nie każde świadczenie objęte jest takimi regulacjami, a co za tym idzie – nie w każdym przypadku istnieje możliwość jego pobierania poza granicami Norwegii. Przy niedopilnowaniu tego obowiązku może się okazać, że NAV wystąpi o zwrot nienależnie wypłaconych świadczeń. Przeprowadzka z Norwegii do Polski – odprawa celna Przeprowadzka z Norwegii do Polski to również formalności, jakie musisz sfinalizować w trakcie odprawy celnej. Z reguły będziesz wracać ze znacznie powiększonym dobytkiem – zwłaszcza, jeżeli w trakcie pobytu nad fiordami podjąłeś decyzję o ściągnięciu reszty rodziny. Z zasady wszystkie przedmioty będą zwolnione z cła oraz podatku akcyzowego, ponieważ będzie im przysługiwać status mienia przesiedleńczego. W tym celu jednak muszą zaistnieć łącznie następujące warunki: byłeś w posiadaniu tych rzeczy przynajmniej przez 6 miesięcy przed powrotem do kraju; przebywałeś w Królestwie co najmniej od 12 miesięcy; przeprowadzka z Norwegii do Polski nie zmieni charakteru użytkowania przewożonych rzeczy – tj. nadal będziesz je wykorzystywać na użytek własny. Dodatkowym obwarunkowaniem jest okres, w którym musisz pozostać w posiadaniu mienia osobistego po przeprowadzce. Co do zasady takich przedmiotów nie możesz odstąpić w okresie 12 miesięcy od powrotu. Przy czym przepis ten dotyczy nie tylko samej sprzedaży, ale również każdej innej formy przekazania własności innej osobie. Zatem wlicza się w to również takie czynności, jak np. darowizny czy przekazanie na cele dobroczynne. Przeprowadzka z Norwegii do Polski – czas powrotów Decydując się na powrót do ojczyzny istnieje wiele spraw, o których musisz pamiętać. Przede wszystkim pamiętaj o dopilnowaniu wszelkich kwestii związanych z pobieranymi zasiłkami, także z danymi korespondencyjnymi figurującymi w Folkeregister. Przeprowadzka z Norwegii do Polski nie musi być jednak tak frustrująca – wystarczy, że skorzystasz z oferty firmy, która od lat para się tą działalnością. Dzięki takim usługom nie będziesz musiał martwić się o odprawę celną i zyskujesz pewność, że wszystkie sprawy formalne zostaną sfinalizowane bez komplikacji. Kończąc swój pobyt nad fiordami warto zadbać o to, by żadne nieprzyjemności nie spotkały Cię już w trakcie mieszkania w Polsce.
Norweskie firmy windykacyjne dostały w pierwszym półroczu bieżącego roku 3,3 miliona długów do odzyskania, co stanowi nowy rekord. Lepiej unikać stania się obiektem ich zainteresowania i trafienia do rejestru długów, gdyż może to przysporzyć wielu nieprzyjemności. Nie mówiąc o tym, że opłaty windykacyjne to jak wyrzucanie pieniędzy w błoto. Płacz i płać Według dziennika Dagens Næringsliv, łączne zadłużenie osób, do których drzwi puka windykator wynosi 66,8 miliarda koron. W tym gronie, oprócz osób, które popadły w długi z powodu nieprzewidzianych zdarzeń losowych lub np. bankructwa swojej firmy, mamy też całkiem sporą grupę zapominalskich, którzy przez roztargnienie nie popłacili rachunków, a także osoby, które nie potrafią zapanować nad swoimi osobistymi finansami (w tym przypadki drastyczne, czyli alkoholików, zakupoholików itp.) Jeśli już mieliśmy pecha i nasz dług trafił do windykacji, najlepiej zacisnąć zęby i zapłacić od razu po otrzymaniu wezwania, jeśli tylko ma się wystarczające środki. Nieotwieranie skrzynki na listy lub wyrzucanie wezwań do zapłaty do kosza nie zlikwiduje problemu, sprawi za to, że narosną odsetki od długu i koszty windykacyjne, a wtedy zamiast płakać i płacić, będziemy wyć, jęczeć, rwać włosy z głowy i podlewać łzami kwiaty na klombie... ale zapłacić i tak będzie trzeba. Czyżby ten człowiek właśnie dostał wezwanie do zapłaty z odsetkami? Fot. B. Garrett/ Nie lekceważ pism, których nie rozumiesz! Odnośnie niewyrzucania wezwań do zapłaty do kosza - szczególną uwagę zwracamy tym naszym rodakom, którzy nie znają jeszcze zbyt dobrze języka norweskiego. Nie wolno lekceważyć i wyrzucać przychodzących listów i pism, których się nie rozumie! Może to być wezwanie do zapłaty lub ostrzeżenie o wszczęciu procedury windykacyjnej. Osobiście spotykałam się nie raz (niestety!) z przypadkami, kiedy dana osoba dostała wezwanie do zapłaty z np. urzędu skarbowego lub firmy dostarczającej energię i zlekceważyła je, gdyż pismo nie wyglądało jak standardowe dokumenty z danego urzędu czy firmy. Osoby te nie potrafiły przeczytać, co zawiera pismo, ale arbitralnie zakładały, że to "na pewno jakieś nieistotne pisemko informacyjne", po czym radośnie wyrzucały je do kosza. A po jakimś czasie przychodziło zawiadomienie, że sprawa trafiła do windykacji... Jeśli zatem nie znasz języka norweskiego, a dostaniesz jakieś "dziwne" pismo z urzędu, od dostawcy jakiejś usługi, czy partnera biznesowego - idź do tłumacza lub kogoś kto zna język norweski i poproś, by wyjaśnił Ci o co chodzi. Fot. Archiwum MN Zdarzają się przypadki, kiedy wezwanie do zapłaty wysłane zostaje na skutek nieporozumienia. Np. ktoś zapłacił rachunek za prąd w terminie, ale środki z jakiegoś powodu nie wpłynęły na konto dostawcy, albo informacja o tym mu umknęła, więc przesłał wezwanie do zapłaty i ostrzeżenie o wszczęciu procedury windykacyjnej. Jeśli w tym momencie zareagujemy i wyjaśnimy sytuację, oszczędzi to kłopotów obydwu stronom. Jak uniknąć popadania w długi Portal DinSide podpowiada, co robić i czego unikać, by nie popadać w "głupie" długi, czyli długi wynikające z nieumiejętnego gospodarowania pieniędzmi (a nie np. długi powstałe wskutek działalności gospodarczej, bo to już zupełnie inne zagadnienie). Zasada jest w gruncie rzeczy bardzo prosta i sprowadza się do przestrzegania złotej reguły: "Nie wydawaj więcej, niż masz" :) A ujmując rzecz nieco bardziej szczegółowo: Sporządź swój domowy budżet. W pierwszej kolejności zadbaj o to, by zawsze mieć wystarczające środki na opłacenie stałych rachunków. Planuj zakupy. Istnieje bardzo wyraźny związek pomiędzy zakupami impulsywnymi, a popadaniem w problemy finansowe. Sprawdź, ile możesz zaoszczędzić na drobiazgach. Kawa na wynos i papierosy to w skali roku wydatek kilku, a nawet kilkunastu tysięcy koron. Wypróbuj strategię "autoszlabanu" na zakupy. Podobno sześciu na dziesięciu osobom zakupy przynoszą radość i satysfakcję. W związku z tym wiele osób kupuje tylko po to, aby kupować, mimo iż w rzeczywistości wcale nie potrzebują kupowanych rzeczy. Jeśli ten problem dotyczy również ciebie, znajdź sobie inne hobby, które będzie sprawiało ci radość (oraz staraj się unikać dużych centrów handlowych :) ) Zakupoholicy często mają problemy finansowe. Il. Charisma Jonesford/ Wpis do rejestru dłużników może zatruć życie Jeśli ktoś zalega z płatnościami lub toczy się wobec niego postępowanie windykacyjne, trafia do rejestru dłużników, a to z kolei może stanowić problem, jeśli osoba ta będzie starała się np. o wydanie karty kredytowej lub o kredyt na mieszkanie. Zresztą adnotacje o ewentualnych niezapłaconych zobowiązaniach (norw. betalingsanmerkning) sprawdza dużo więcej podmiotów, niż się Wam, być może, wydaje. Betalingsanmerkning (Adnotacja o niezapłaconym zobowiązaniu) - z czym to się je? Adnotacja o niespłaconym zobowiązaniu to inaczej wpis do rejestru dłużników. Pojawia się wtedy, kiedy: - wobec kogoś toczy się postępowanie windykacyjne, - kiedy sąd polubowny orzekł, że dana osoba posiada dług wobec innej osoby, - kiedy doszło do zajęcia komorniczego u danej osoby, - kiedy zobowiązania danej osoby są ściągane z jej wynagrodzenia, - kiedy ktoś ogłosił upadłość. Adnotacja zostaje skreślona, jeśli sprawa jest starsza niż cztery lata lub też niezwłocznie po wpłynięciu należnej płatności. Przed zawarciem umowy sprawdza swoich przyszłych klientów większość dostawców usług opłacanych w formie abonamentu, czyli np. operatorzy telefonii komórkowej, dostawcy telewizji kablowej, dostawcy energii, czy nawet kluby książki. W skrajnych przypadkach może się zdarzyć, że z powodu adnotacji o zadłużeniu zostaniemy skreśleni jako klienci. Ja bez telewizji spokojnie mogłabym się obyć, ale bez komórki byłoby mi już ciężko. A Wam? Ale może być jeszcze gorzej, gdyż informacje kredytowe na temat potencjalnych pracowników potrafią sprawdzać również pracodawcy. Nieotrzymanie pracy z powodu adnotacji o np. jakiejś zapomnianej płatności byłoby bardzo przykre, czyż nie? Na podstawie: DinSide, Dagens Næringsliv, DNB, Lindorff, informacje własne
Search for: Home › Forums › Tagi tematu Dług w uk a powrót do polskici Oh bother! No topics were found here!
dlugi w norwegii a powrot do polski